Archiwum 13 stycznia 2004


sty 13 2004 list bezsenny
Komentarze: 0

Jestem zmęczona, wiesz? W ten sposób, który bierze się z nicnierobienia. Z nicnierobienia do późna w nocy. To takie irytujące uczucie. Takie...rozbicie.
 Nie pozwalające nawet na wzięcie pióra do ręki i napisanie czegokolwiek. Nie pozwalające na czytanie. Nie pozwalające na nic, poza leżeniem w ciemności i myśleniem.
Objawiające się uczuciem kompletnego otępienia. Każda myśl, czynność, jakiekolwiek działanie jest jak poruszanie się w ciemnej, gęstej, lepkiej i oleistej cieczy. Brrr... Mówiłam Ci, że mateforyka mi kuleje, więc potraktuj to łagodnie.
 Zmęczenie, które czuje się we wszystkich mięśniach. Nawet w tych, o których istnieniu nie miało się pojęcia. Po pewnym czasie mam wrażenie, że ktoś włożył moją głowę w imadło, a teraz dokręcanie go i poluźnianie sprawia mu perfidną, sadystyczną przyjemność. Oczy nie chcą pozostać zamknięte i nie mogę znaleźć żadnej wygodnej pozycji do zaśnięcia.
 Czasem...tak, jak dzisiaj... nagle pojawia się ostry, otrzeźwiający ból w zatokach, a potem nieco rozpierające uczucie w nosie. Bezsenność zaczyna mieć taki słony, metaliczny posmak, jaki zwykle ma krew. Ciało staje się jeszcze cięższe, niż zwykle. Poruszenie którąś z kończyn jest osiągnięciem na miarę zdobycia Mount Everestu. Temu wszystkiemu towarzyszy przeraźliwe zimno, nie dające się zniwelować żadnym kocem czy kołdrą. Niekiedy wręcz przeciwnie - jest mi nieznośnie gorąco, ale nawet spanie nago nic nie daje.
 Tak bardzo, tak niesamowicie chciałabym zasnąć. Tak chcę zasnąć, że mój umysł opanowuje ta jedna myśl: spać. Wreszcie spać. I się nakręcam. Że nie mogę spać. Że nie zasnę. Że się nie wyśpię. Że rano się spóźnię. Że już tylko trzy godziny...tylko dwie i pół... dwie... Chcę zasnąć!!!
 Z drugiej strony - strach przed snem. Tak, wiem. Pamiętam... "Nie bój się, nie uciekaj przed snem, bo sen to nic złego, nic takiego, nic wielkiego...". Łatwo powiedzieć. To lęk przed tym, co dzisiaj. Wyrafinowane morderstwo na Was, czy na mnie? Znów spadanie w głąb studni? A może sen, w którym ktoś mnie goni, a ja stoję, jak sparaliżowana? Może ten ciągle powtarzający się koszmar? Ten, w którym żyję wiecznie? Jak w naszych rozmowach...Pozornie mało przerażający. Ale poczucie, że jestem absolutnie sama wszędzie, że nie ma Ciebie, nie ma nikogo bliskiego, jest gorsze od wypruwania wnętrzności. Prznajmniej we śnie. Tak więc - chęć pogrążenia się we śnie, przy jednoczesnym strachu przed nim.
Miałeś rację - ciężki ze mnie przypadek.
 Jeśli nawet wreszcie robię się senna, a myśli leniwie błądzą, nie obijając się już z głuchym stukotem o czaszkę... wtedy cokolwiek, każdy najlżejszy odgłos wytrąca mnie z tej upragnionej senności. Zazwyczaj wtedy dzwoni budzik.
 Tak, jak teraz? Znowu...?

-------------------------------------------------------------------------
11.01.2004  5:30


 
 
 

agnies : :